wtorek, 21 czerwca 2016

Dziewczyna w czerwonej pelerynie - recenzja filmu

Tytuł: Dziewczyna w czerwonej pelerynie
           Red Riding Hood
Reżyseria: Catherine Hardwicke
Scenariusz: David Johnson
Produkcja: Kanada, USA 2011
Gatunek: Fantasy

Moja ocena: 7/10







"Dziewczyna w czerwonej pelerynie" to wyróżniająca się na tle innych interpretacja klasycznej baśni o Czerwonym Kapturku. Dlaczego? Zamiast wilka mamy wilkołaka, a tytułowy Czerwony Kapturek nie jest małą dziewczynką odwiedzającą babcię, którą wcześniej pożarł wilk i teraz ma również chrapkę na niewinne dziewczę... Tym razem jest zupełnie inaczej.

Akcja rozgrywa się w średniowiecznej wiosce Daggerhorn. Wszakże nie jest to malutka, spokojna wioska, w której mieszkańcy wiodą ciche, spokojne życie bez cienia strachu. Od lat jest napadana przez potworną bestię - wilkołaka, którego opanował rząd mordu. Ludność wioski żyje w ciągłym niepokoju, gdyż nie wiadomo, kiedy zabójca ponownie zaatakuje. Składają mu ofiary w postaci zwierząt, ale nie chroni to wioski przed kolejnymi atakami. 


Kiedy kolejnym łupem staje się Lucy - młodsza siostra głównej bohaterki Valerie (Amanda Seyfried), historia nabiera innego obrotu spraw. Do wioski przybywa mężczyzna, który ma zabić wilkołaka. W niedługim czasie okazuje się, że Valerie dysponuje umiejętnością rozmowy z wilkami, co całkowicie odmienia jej życie. Jakby tego było mało, dziewczyna dowiaduje się, że została zaręczona z Henrym     - synem kowala. Tutaj pojawia się trójkąt miłosny. Valerie zmuszona jest wybierać pomiędzy dobrze sytuowanym Henrym a dawnym przyjacielem z dzieciństwa - Peterem, do którego żywi równie gorące uczucia.

Rozpoczyna się walka o przetrwanie. Nikt nie jest już bezpieczny, zwłaszcza że wilkołakiem może być każdy. Nawet jeden z mieszkańców. Jaki będzie dalszy rozwój wydarzeń? Czy wilk zostanie zgładzony? Czy prawdziwa miłość ma szansę na przetrwanie, jeśli tuż za plecami kochanków czai się wróg?

"Dziewczyna w czerwonej pelerynie" to dobrze znana wszystkim baśń, ale przedstawiona w innym świetle. Reżyser zdecydował się tutaj na oryginalność. Bardzo podobały mi się efekty wizualne, starannie dobrane do klimatu filmu. Dodawały mu swoistego uroku i magii. Śnieżna sceneria sprawiała, że w momencie robiło się chłodniej, co tak na marginesie okazało się dość przydatne w czasie letnich upałów. Nie obyło się jednak bez pewnych niedociągnięć. Choć lubię Amandę Seyfried, to całość obsady nie powala na kolana. W pewnych momentach film stawał się przewidywalny, a fabule brakowało rozmachu. Pomimo paru mankamentów film trafił w mój gust. Zasługuje na obejrzenie, chociażby dla świetnej scenerii i baśniowego klimatu - kompletnie różnego od swego pierwowzoru.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku,
będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) To drobny gest, a motywuje ogromnie.