1.
Wreszcie! Dwa miesiące upragnionych wakacji, dwa miesiące słodkiego lenistwa. Dzisiaj odbyła się uroczysta akademia zakończenia roku szkolnego. Jako absolwenci gimnazjum i przyszli uczniowie szkół średnich, odśpiewaliśmy pożegnalną piosenkę, wyrażając tym samym podziękowania i wdzięczność za wspólne trzy lata. Przez ten czas zawarliśmy nowe przyjaźnie, posmakowaliśmy pierwszych sukcesów, jak również zaznaliśmy goryczy porażki. Nie obeszło się bez łez, nerwowych chichotów, wzajemnych szturchańców. Od września każdy pójdzie w swoją stronę, a nasze drogi się rozejdą.
Uroczystość powoli dobiegała końca. Na zakończenie zwartą grupą odebraliśmy świadectwa i wysłuchaliśmy pożegnalnych słów klas II. Jedni chwalili się biało-czerwonym paskiem, inni nie mieli tyle szczęścia. Ale jedno jest pewne - wszyscy byli bardzo wzruszeni. Natalia z Majką w imieniu całej klasy wręczyły kwiaty pani dyrektor. Wysłuchaliśmy jeszcze miłych życzeń z ust naszej wychowawczyni, a potem panował już tylko wesoły gwar. Uczniowie w dobrych humorach grupkami wylewali się z budynku. Wszędzie słychać było śmiech i głośne rozmowy. Gawędziłam z grupką dziewczyn na schodach, gdy podbiegła do nas Kaśka.
- Słyszałyście już niusa? Zośka i Adam zerwali ze sobą – mówiła, żywo gestykulując, jak zawsze podekscytowana każdą nowo usłyszaną plotką.
- Jak na razie to naprawdę dobry początek wakacji, przynajmniej dla mnie – uśmiechnięta szepnęłam Lilce do ucha.
- Ja już będę się zbierać. Udanych wakacji! – krzyknęłam radośnie i udałam się w drogę powrotną do domu - odpocząć. W końcu jutro domówka u Lilki.
****
Impreza rozkręcała się. Sporo osób tańczyło, a reszta piekła kiełbaski na ognisku.
- A może wywołamy duchy, co wy na to? – zaproponował wszędzie szukający sensacji Maciek.
- No nie wiem, czy to taki dobry pomysł – wahałam się.
- Daj spokój Konstancja. Będzie świetna zabawa - poparła go reszta znajomych. Byłam przegłosowana.
- No niech wam będzie – zgodziłam się niechętnie.
- Chodźcie do mojego pokoju, znajdę jakieś świeczki i możemy zaczynać – powiedziała Lilka.
Po chwili wróciła z kilkoma kolorowymi świecami w ręku, zapewne zapachowymi - miała bzika na ich punkcie. Cała szóstka usiadła w okręgu na puchatym dywanie, moja przyjaciółka zapaliła świeczki i postanowiliśmy zaczynać.
- Dalej uważam, że to głupota, ale niech wam będzie – westchnęłam i złapaliśmy się za ręce.
- To kogo wywołujemy? Jakieś propozycje? – spytała Natka.
- A może twoją babcię, co Maks? – podsunął Maciek.
- Ona żyje, idioto! – oburzył się.
- Przecież żartowałem, nie spinaj się tak. Chodziło mi o babcię Konstancji. Co ty na to, zgadzasz się czy masz pietra?
- Ok. Najwyżej moja babcia będzie was potem straszyć po nocach – zachichotałam.
- Duchu, wywołujemy cię. Czy nas słyszysz? – mówił grobowym głosem Maciek – jeśli nas słyszysz to daj jakiś znak.
- Boję się – szepnęła Natalka.
- Duchu przyjdź, wzywamy cię. Usłysz nasze wołanie, daj nam jakiś znak. Duchu... Duchu… Słyszysz nas? – kontynuował niewzruszony.
- To idiotyzm – stwierdziłam – idę stąd.
- Strach cię obleciał? – zaśmiał się Maciek.
- Nie. Po prostu to i tak nie ma… Nie zdążyłam dokończyć, gdy nagle ze zgrzytem otworzyło się okno, a silny podmuch wiatru, wpuszczony do środka, zgasił świeczki. Odskoczyłam na bok i wpadłam na Maksa. Ten złapał mnie za rękę, chcąc dodać trochę otuchy. Natalia szlochała w kącie, Lilka podeszła do włącznika światła. Okazało się, że wysiadł prąd. Poszła po omacku do kuchni poszukać jakiejś latarki. Nawet po nieustraszonym Maćku było widać, że trochę się zląkł. Majka zamknęła okno. Wreszcie Lila wróciła z latarką w ręku. Ciemny pokój wypełnił słaby słup światła.
- Od początku mówiłam, że to nie był dobry pomysł – burknęłam.
- Daj spokój Konstancja, nic się takiego nie stało – odparł Maciek.
- Jak to nic? Nie wiem jak wy, ale ja już idę do domu. Jest późno. Cześć – pożegnała się jeszcze przestraszona Natalia.
- Ja chyba też już pójdę. Na razie – wzięłam torbę i wyszłam w ciemną noc.
Gdy szłam do domu, cały czas wydawało mi się, że ktoś za mną idzie. Obracałam się, ale nikogo nie zauważyłam. Przyspieszyłam kroku. Nie ukrywam, to co zdarzyło się u Lilki, wystraszyło mnie nie na żarty. Noc była spokojna, bezwietrzna. Gwiazdy świeciły na niebie, w oddali było słychać pohukiwanie sowy. Jednak coś ciągle nie dawało mi spokoju. Odczuwałam niepokój,ale starałam się go stłumić. Powtarzałam sobie, że to tylko moja wyobraźnia. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i złapał za ramiona.
- Jezus, Maria! – krzyknęłam i gwałtownie się obróciłam.
- Szkoda, że nie możesz zobaczyć teraz swojej twarzy. Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha! To tylko ja. Nieładnie tak włóczyć się nocą po ulicy – zbeształ mnie starszy brat.
- Mogłabym powiedzieć to samo o tobie. Skąd się tu wziąłeś? – przybrałam gniewny ton, ale w głębi cieszyłam się, że to tylko Bartek. W pierwszej chwili myślałam, że naprawdę zobaczyłam zjawę.
- Wracam od Kamila. Co się tak gapisz? Chodź już, jest późno, a ja jestem zmęczony. Jedyne o czym marzę, to sen.
****
W nocy nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się nad tym, co wydarzyło się zaledwie kilka godzin temu. Układałam w głowie coraz ciemniejsze scenariusze, jakie równie dobrze mogły mieć miejsce, kiedy moje rozmyślania przerwało ciche stukanie w szybę. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na parapecie leżała kartka. Otworzyłam okno i sięgnęłam po nią. Było na niej napisane dużymi, wyraźnymi literami: Uważaj. Ktoś czeka w ciemności... Schowałam kartkę do komody i wróciłam z powrotem do łóżka. To było dziwne... Nawet bardzo dziwne. Czyżby to była wiadomość od babci? Chociaż w pokoju było duszno, dostałam gęsiej skórki. Długo zastanawiałam się nad tajemniczą wiadomością, ale w końcu głęboko znużona, usnęłam. Śniła mi się moja babcia: zawsze uśmiechnięta, beztroska kobieta o błękitnych oczach, w których zawsze błyskały wesołe iskierki. Siedziała w wygodnym fotelu, czytając jedną z ulubionych książek. Nagle ten spokojny, łagodny obraz rozmył się niepostrzeżenie, a na jego miejscu pojawiło się coś innego. Stałam w lustrze i szczotkowałam włosy. W pokoju było ciemno i cicho. Nie było widać żywej duszy. Żaden, nawet najcichszy szmer, nie śmiał zagłuszyć tej mrocznej scenerii. Wtedy w lustrzanym odbiciu dostrzegłam oczy. Czerwone, przekrwione wpatrywały się we mnie. Były tuż za mną, za moimi plecami. Z ich spojrzenia można było wyczytać tylko jedno. Śmierć.
Obudziłam się zlana zimnym potem.